Translate

sobota, 17 stycznia 2015

Osram następnym razem taką promocję, czyli... czytajmy regulaminy!

Dziś mała przestroga i słówko o korzyściach z unifikacji.
Czytajmy regulaminy, bo inaczej możemy poczuć się co najmniej rozczarowani. A niekiedy nawet oszukani. Tak, jak ja w tym tygodniu.
A było to tak...
Byłem akurat w jednym z tzw. marketów budowlany, kiedy trafiłem na półki z żarówami. Wybór był duży, ale w którymś momencie zaważyłem napis "Promo pack" i zaraz na specjalnej nalepce na pudełku przeczytałem: "Wygraj samochód Opel ADAM i inne fantastyczne nagrody". Oczywiście była też tam informacja o czasie trwania promocji i adresie strony WWW, gdzie można znaleźć właściwy regulamin.
Po chwili namysłu postanowiłem kupić ten produkt, co oczywiście się stało. Nie była mi co prawda potrzebna żarówka, ale pomyślałem że może się przyda, no a poza tym możliwość wygrania samochodu nie jest bez znaczenia. Bo za cenę prawie 30 złotych, mógłbym wygrać auto za pewnie ponad 30 tys. złotych. Przebicie 1000:1. Wchodzę w to!

Jakież było moje zdziwienie, jak przeczytałem będąc już w domu, regulamin tej promocji. Pomysł na nią był taki, że wypuszczono partię tych żarówek, które świecą na pomarańczowo. I jak się taka żarówkę kupi, to od razu jest się wygranym, bo dostaje się nagrodę o równowartości 1000 zł. Co najważniejsze, taki szczęśliwiec, będzie brał jeszcze udział w losowani wspomnianego już Opla ADAM. Super!
Super?!?
Czyżby???
Niby wszystko cacy, ale ja czuje się "zdegustowany" do granic możliwości.
Tak tak, jakby w losowaniu lotto, totalizator wymyślił, że najpierw trzeba trafić piątkę, a później z tego grona wylosuje się szczęśliwca, który trafi szóstkę (główną wygraną).
"Ale ściema" - pomyślałem, bo moim zdaniem 99% grających na takie zasady by nie poszła. I Totalizator zaraz by zbankrutował.
Ja też już więcej nie dam się nabrać na żadną promocję, nim nie zapoznam się z jej zasadami.
Amen!

Ale przypadek ten prowadzi do oczywistego wniosku.
Czytajmy regulaminy! I nie tylko regulaminy, ale także wszelkiego rodzaju umowy!

To trudne, ale moim zdaniem konieczne. Bo można się wpakować w szambo, jak na przykład w przypadku kilkudziesięcioletnich kredytów hipotecznych.
Sam podpisałem taki kredyt, przyznaję się, że nie czytając umowy (kilkadziesiąt stron!) więc przyznaję, że jestem głąbem. A właściwie byłem.
Co prawda zadałem konsultantowi mojego banku pytanie "czy w umowie są jakieś niebezpieczne dla manie zapisy" (na  co oczywiście padło "nie") i przeczytałem wcześniej ich standardowy wzór umowy, ale okazało się, już po lekturze w domu, że jednak różnice były. I dokument z moim podpisem różni się w stosunku do udostępnionego mi draftu.
MOIM ZDANIEM BYŁO TO NIEUCZCIWE!

I jeszcze słówko w tym temacie, co można by nazwać optymalizacją umów. Wszak ten blog ma być o optymalizacji.
Moim zdaniem powinno to być tak.
Powinny być znane i dostępne powszechnie wzory wszelkich umów i dokumentów.
Powinny one być maksymalnie krótkie i zrozumiale napisane, tak, aby każdy Polak mógł to łatwo pojąć, co nie zawsze, a powiem że bardzo rzadko, jest możliwe.
I wtedy podpisując umowę powoływałoby się na taki dokument odniesienia i załączało krótki wykaz zmian czy też pewnych uszczegółowień. Myślę, że udałoby się to zrobić dokładnie w 3 punktach.
Czyli byłoby tak.
Na kartce formatu A4 napisano by następujące rzeczy:
1. Umowa między... (tu oczywiście dane stron umowy) przenosi zapisy wzoru umów 
GOV-PC2015.233b.PDF (to oczywiście przykład, a poszczególne człony wskazywały by na:
- twórcę dokumentu: GOV = opracowany np. przez Ministerstwo Sprawidliwości
- rok przyjęcie wzoru dokumetu: 2015
- charakter dokumentu: PC - wzór umowy prawa cywilnego
- kolejny numer umowy: 223
- wersję wzoru umowy: b
2. Zmianie podlegają następujące zapisy umowy - i tu podane byłyby oczywiście odstępstwa od wzoru GOV-PC2015.233b.PDF.
3. Warunki szczegółowe umowy, czyli wszystkie kwoty, terminy, procenty i inne informacje, które właściwie uszczegóławiały warunki kontraktu.
I tyle!

Wtedy wszystko byłoby szybkie, proste i przyjemne.

Sposób ten ma tylko jedną, ale poważną wadę. Taka organizacja premiowała by konsumentów, czyli wszystkich klientów banków, towarzystw ubezpieczających, etc. Bo nie było by już miejsca na niedomówienia i interpretacje. Tak więc instytucje na pewno by na tym stracili, a radcy prawni mieli mniej roboty.

Aha... i jeszcze jedna ważna rzecz.
Takie wzory umów jak przykładowa tu GOV-PC2015.233b.PDF mogłyby, a nawet powinny być zunifikowane w skali Europy czy świata (jeśli tylko warunki prawne byłyby podobne, a na pewno w pewnych zakresach tak by było, moim zdaniem). Wtedy językowe przenoszenie umów byłby banalne. I trwało by kilka minut.
Hm... ale tu też tłumacza przysięgli dostali by po dupie.

Ech... tak więc ten pomysł to raczej utopia!


PS.
Kiedy przeczytałem regulamin konkursu, który w przyszłości bym ostrał, przeszła mi prze myśl taka myśl: "skoro wygrywające żarówki świecą na pomarańczowo, to przecież mogę sprawdzić w markecie wszystkie (kilkadziesiąt sztuk pewnie!), bo są tam testery" - sam sprawdziłem swoją żarówkę, czy w ogóle świeci. "Może więc wrócę do marketu i tak właśnie zrobię" - pomyślałem.
Ale otrzeźwienie przyszło natychmiast. Przecież byłby to nieuczciwe. A ja tak nie postępuję.
Po chwili przyszła jeszcze jedna refleksja.
Mój hipotetyczny powrót do sklepu na 99,9% byłby nieefektywny. Bo byłby tylko wtedy, gdyby pracownicy marketu byli uczciwi. I to wszyscy! W co niestety bardzo wątpią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz