Byłem jakiś czas temu w kinie na najnowszej części
Gwiezdnych Wojen czyli na Przebudzeniu Mocy. Film fajny, naprawdę mi się podobał,
choć z dubbingiem, ale nie o tym chciałem.
A chciałem o zachowaniu naszych mikołajków, naszej…
przyszłości – dzieci, tudzież ich rodziców.
Po pierwsze ktoś z widzów, i mogę się założyć o sporą sumkę,
że to jakieś dziecko było, wywaliło całą pokaźną tackę z nachos’ami i
przynależnymi im sosami na podłogę. Aż żal mi się zrobiło, jak całe to
pobojowisko zobaczył młodzieniec z ekipy sprzątając. Nie zazdrościłem mu, oj
nie!
Ale to drobiazg, idźmy dalej.
Nie mam nic przeciwko temu – to normalne, że z ust któregoś z rodziców padło na początku filmu „dawno dawno temu, w odległej galaktyce…” Ale po kilku minutach to się skończyło, wszak była to wersja z dubbingiem.
Nie mam nic przeciwko temu – to normalne, że z ust któregoś z rodziców padło na początku filmu „dawno dawno temu, w odległej galaktyce…” Ale po kilku minutach to się skończyło, wszak była to wersja z dubbingiem.
Ale to że jakiś szkrab w jednej z kluczowych scen filmu
powiedział „zaraz zginie Han Solo”, to już się „zdegustowałem”.
Ale najbardziej wkurzające było to, że jakieś dziecko, które
siedziało za mną, cały czas kopało w mój fotel, znacznie odbierając mi
przyjemność oglądania filmu. I zaręczam nie było to przez pięć minut, czy
kwadrans, ale od pierwszej do ostatnie sceny co kilka sekund w moje oparcie lądował solidny kopniak, który dało się wyraźnie odczuć. Zgroza!
I jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że siedząca obok matka (chociaż
nie, nie wiem czy to była matka, ale kobietą raczej była na pewno) tego nie
widziała! Gdzie jej obserwacja i wzięcie
odpowiedzialności za to co robi dziecko znajdujące się pod jej opieką?!?
W
głowie mi się to nie mieści.
Przez pewną część filmu zastanawiałem się czy nie wstać,
podejść do tego bachora (choć to słowo ma zupełnie inną etymologię niż by się
należało spodziewać) i powiedzieć tak: „jak nie przestaniesz kopać w mój fotel, to
tak dostaniesz w baniak, że popamiętasz do końca życia”, ale tego nie zrobiłem.
I to bynajmniej nie ze strachu. Uznałem, że technicznie jest to niemożliwe do
przeprowadzenia. Fotele są wysokie, w kinie jest bardzo głośno, są widzowie,
którzy chcą w spokoju oglądać projekcję. Wątpliwe aby moje działania były
skuteczne, a na pewno nie optymalne.
Co więc zrobiłem, a właściwe zrobię?
Otóż, przy najbliższej nadarzające się okazji (myślę że nawet dziś) wydrukuję
sobie wizytówki, na których awersie będzie moje logo i nazwa domeny internetowej
bloga, a na drugiej stronie zdanie: „Ludzie nie lubią być pouczani, ale…………………. „ I będę
wykorzystywał taki kartonik na zostawienie informacji osobom, co do których
zachowania mam zastrzeżenia. Czyli uważam je za nieprzemyślane tudzież nawet głupie.
I następnym razem w podobnej sytuacji w kinie, taka mama dostanie karteczkę podczas seansu treść: „Ludzie
nie lubią być pouczani, ale za dziecko trzeba brać odpowiedzialność więc nie
powinno się pozwalać aby kopało w fotel siedzącego przed nim
widza".
I może będzie miała latarkę w swoim smartfonie aby to przeczytać. I być może natychmiast wcielić w życie.
To tak, ku przemyśleniom.
Pozdrawiam.
Pozdrawiam.
PS.
A najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że dzieci uczą się
zachowań od dorosłych. Czego mamy więc od nich oczekiwać jak dorosną za
kilkanaście lat? Obawiam się ze w większości przypadków niczego dobrego, niestety ;-(
A co do „moich wizytówek” to mam jeszcze 2 "zdania" do powszechnego stosowania:
- "Ludzie nie lubią być pouczani, ale jeśli dziecko wkłada do ust swoje brudne ręce tudzież inne przedmioty, to na pewno nie jest to zachowanie korzystne dla jego zdrowia"
- „Ludzie nie lubią być pouczani, ale prawie każdy zajmujący zewnętrzne miejsce do
siedzenia przyczynia się do większego tłoku w autobusie. Bo prawie każdy nawet na 2-3
przystanki by przysiadł"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz