Translate

środa, 13 maja 2015

Multi multi loteria czyli brawo dla Totalizatora Sportowego

Jako zwolennik wykorzystywania wszelkich szans dawanych przez Los, biorę często także udział w różnorodnych konkursach czy loteriach. Zwłaszcza jeśli nie wiąże się to z większym wysiłkiem niż chwila poświęcona na "działania" w Internecie.

Tak jest właśnie z loterią "Multi multi" Totalizatora Sportowego promującą jedną z gier tego narodowego monopolisty.
Loteria jest naprawdę świetna! Chyba najlepsza jaką widziałem w ogóle i jaką Totalizator przeprowadził (bo to nie pierwsza taka ich "akcja").


Jej zalety to:
1. Dostęp do ewentualnych wygranych praktycznie za darmo (warunek trzeba pobrać specjalny, promocyjny kupon przy okazji zawierania gier lotto).
2. Bardzo dobra strona komunikacyjna dla graczy - świetny serwis internetowy (przejrzysty, prosty, funkcjonalny).
3. Niespecjalnie długi i zrozumiale napisany regulamin.
4. Dodatkow bonusy dla graczy (czasami pojawia się możliwość uczestnictwa w krótkim sondzie o Multi multi - po udzieleniu 4 prawidłowych odpowiedzi dostaje się bonus extra 10 kredytów).
5. Atrakcyjność nagród (jeden z samochodów ma wartość powyżej 80 tys. zł!!!).
6. Różnorodność nagród - można sobie wybrać "walkę" o zegarek czy mikser, notebook, lustrzankę... na samochodzie kończąc.
7. Moim zdaniem bardzo skuteczne promowanie gry Multi multi.

Ale jest też kilka wad, które pozwolę sobie wytknąć. Robię to w nadziei, że następna loteria będzie już idealna ;-)
1. Jest ograniczona tylko do osób mających dostęp do Internetu. Moim zdaniem możliwość udziału powinna być też dostępna za pomocą SMS. Przy czym oczywiście nie za cenę np.1,23 zł, ale za stawkę normalnej opłaty wiadomości tekstowej.
2. W regulaminie loterii oprócz wartości poszczególnych nagród powinna być podana także ich specyfikacja (choćby podstawowa)
3. Po zgłoszeniu (akceptacji) nagrody pojawia się komunikat informacyjny o grze Multi muli - vide foto poniżej. Moim zdaniem tekst ten powinien być uzupełniony o informację co do kosztu zawarciu takiego przykładowego zakładu. Czyli na przykład "... za co zapłacisz 10 zł".


Ale jak widać zalet jest więcej niż wad i są one dość drobne, zatem szczerze gratuluję i... zapraszam do tej zabawy. Chociaż to zmniejszy moje szanse na moją wygraną ;-)

niedziela, 10 maja 2015

HOIRAK - szansa dla Polski?

HOIRAK czyli incepcja urzeczywistniona

Dziś kontynuacja tematu z 1. kwietnia – zaszczepienia w moim umyśle pewnej idei. 
Było to co prawda w Prima aprilis ale bynajmniej nie potraktowałem tego jako żartu. Wręcz przeciwnie. Spawa jest nad wyraz poważna.
Niech o jej poważnym traktowaniu świadczy fakt, iż na rozmyślania poświęciłem kilka ładnych godzin, a 03-04-2015 zarejestrowałem domenę internetową HOIRAK.org.pl

Ale zacznijmy od początku. Od dwóch znaczących faktów.

Po pierwsze popatrzmy na frekwencję z wyborów parlamentarnych od 1989 roku (dane za Wikipedią):
1989 - 62,7%
1991 - 43,2%
1993 - 52,1%
1997 - 47,9%
2001 - 46,2%
2005 - 40,5%
2007 - 53,8%
2011 - 48,9%

Jak widać od 1991 roku (tylko w pierwszych wolnych było ponad 60%!)  głosuje mniej więcej połowa uprawnionych Polaków.
Z tych 50 procent przypuszczam, że jest do 10 procent ludzi, którym głosowanie może „sprawić trudność”. Na przykład ze względów zdrowotnych (nie mają siły pójść na głosowanie), czy też mieszkają w innej miejscowości niż są zameldowani i „brakuje im czasu”, aby przenieść się do innego okręgu wyborczego.
Pozostaje jakieś 40% innych osób. Ich można podzielić na dwie grupy. Tych, co nie wierzą w jakiekolwiek zmiany – uważają, że ich głos jest nieważny, bo nic nie zmieni. Oraz tych, co mają... wszystko do dupie. Czyli im to już jest zupełnie wszystko jedno.

Jest jeszcze drugi fakt. Niezaprzeczalny.
Że są ludzie, który chcieliby ten fakt zmienić. A więc zwiększyć frekwencję do np. 70 czy też 75%. Tyle byłoby bardzo przyzwoicie, nieprawdaż?
Znam przynajmniej dwie takie osoby. Jedną jestem ja sam – i dlatego podjąłem się tej "walki", drugą nieznany mi „typ” podpisujący się „Chojrak Polski”, który zagadał mnie na Facebooku.
Myślę, że takich osób, ba, jestem tego całkiem pewny, jest o wiele wiele wiecej.
Zatem.... 
D O   D Z I E Ł A! 
P O W S T A Ń M Y !!!

Oto, co już jest:
- domena HOIRAK.org.pl
- strona blogowa - http://hoirak.blogspot.com/
- profil na fajsie (niestety nie znam jego adresu sieciowego, ale można go odszukać wpisując w pole wyszukiwania „hoirak.org.pl”)
- ja, jako ktoś, kto postara się rozkręcić tę inicjatywę. Niestety, Chojrak Polski zrezygnował z udziału w tym przedsięwzięciu. No chyba, że szukał tylko jelenia, który zrobi za niego tzw. brudną robotę.
Jeśli tak, to... znalazł. Idealistę... naiwnego, czyli mnie właśnie!  ;-)


Czy ma być HOIRAK? Jakie są jego zadania?
I to jest najciekawsze w całej tej historii. Otóż, nie wiadomo czym on będzie. Może być zupełnie czym innym, niż zakładał to wspomniany wcześniej dziwny, anonimowy jegomość z Internetu.

W jego opinii i tak też są wstępne założenia, HOIRAK to „Historyczna Ogólnopolska Inicjatywa Reformująco-Aktywizująco-Kichając”. Czyli partia pod tę nazwą, która miałaby za zadanie odmienienie sceny politycznej w Polsce. Nie chodzi przy tym o kolejną partię jakich wiele, ale o... zupełnie nową jakość. I to w każdym aspekcie działania.

Co do ewentualnie propagowanych przez HOIRAK idei, to w zamyśle Chojraka Polskiego powinno to być mniej więcej tak jak poniżej. Ale to tylko wstępny plan. Jeśli twórcy ruch uznają, że inny „program” przekona do nich co najmniej 15-20% społeczeństwa, to modyfikacje są jak najbardziej możliwe, a nawet pożądane.


Zatem główne założenia (idee) HOIRAK'a to:

1. Żadnych obietnic wyborczych, żadnego populizmu!
Chociaż nie, może jedna obietnica by się znalazła. Że partia starałaby się działać dla dobra Polski. Nie pojedynczych osób czy nawet całych grup (wyborców), ale dla „dobra systemu”, czyli całej Polski i to koniecznie w perspektywie długoterminowej, a nie tylko do następnych wyborów.

2. Byłaby to partia wolności, równości i braterstwa (solidarności)
I tu kilka punktów, które „wymyślił” Choirak:
- zdecydowane „tak” dla związków partnerskich (choć „nie” dla jednopłciowych małżeństw i adopcji przez nie dzieci!)
- zdecydowanie „tak” dla konwencji antyprzemocowej
- zdecydowanie „nie” przeciw religii w szkołach. No chyba, że lekcje dotyczyłyby nie tylko chrześcijaństwa, ale wszystkich religii (choćby tych monoteistycznych) no i etyki, jako takiej (to nie prawda, że nie dałoby się tego zrealizować bo brakuje odpowiednio przygotowanych nauczycieli. Dało by się to zrobić bez problemów!)
- zdecydowane „tak” dla równości płci i orientacji seksualnej
/Czyli jak widać chojrak jest dość lewicujący ;-)/

3. Byłaby to partia „naprawcza” dzisiejszej rzeczywistości polityczno-gospodarczej Polski
- naprawa sądownictwa i wymiaru sprawiedliwości
- naprawa czy też wprowadzenie wreszcie kontrolingu w podległych rządowi urzędach, instytucjach i firmach (koniec z kumoterstwem i brakiem profesjonalizmu!)
- naprawa prawa, zwłaszcza podatkowego (chyba każdy zgodzi się z tezą, że 120 tysięcy interpretacji ordynacji podatkowej rocznie to wizerunkowa porażka państwa)
- wprowadzenie profesjonalizacji w zarządzaniu Państwem – np. powołanie zespołu niezależnych ekspertów (np. w miejsce Senatu RP), które byłoby ciałem doradczym rządu. Centrum im. Adama Smitha znakomicie by się mogło sprawdzić w takiej roli.
- poprawa funkcjonowania służby zdrowia
- wprowadzenie odpowiedzialności osobistej za popełniane błędy czy nieprawości
- naprawa debety publicznej - zamiast przekrzykiwać się w telewizyjnych dyskusjach członkowie HOIRAK'a powinni tylko delikatnie kichać kiedy adwersarz by kłamał (i tylko wtedy, różnice poglądów nie dawałby by do tego prawa!)

4. Wprowadzenie zupełnie nowej jakość w działaniach partii i jej członków
- partia typu wirtualnego, gdzie większość działań dokonywała by się w Internecie, tzn. praktycznie bezkosztowo
- minimalizacja kosztów funkcjonowania (wszelkie nadwyżki finansowe, np. z dotacji państwowych, przekazywane byłyby na cel społeczny)
- pełen „profesjonalizm” członków partii – zero tolerancji np. dla ekscesów alkoholowych, drogowych czy obyczajowych. Członek partii musiałby też być „diamentowy”, co do swoje uczciwości
- brak wolności natury światopoglądowej. Każdy deklarowałby, to znaczy popierał wspólnie przyjęty program w momencie wstąpienia do partii. Jeśli ktoś by się „nawrócił” w trakcie kadencji sejmu, musiałby wystąpić z partii i powinien złożyć mandat poselski

5. Byłaby to partia zupełnie nowych ludzi
Być może można by się wesprzeć kimś już w polityce znanym, ale mogłyby to być tylko jednostki. A wszyscy inni powinni być nowi. Inicjatywa ta adresowana jest więc idealnie do ludzi młodych. Tych, którzy np. zaraz po studiach chcieliby się sprawdzić w polityce lub zrobić coś dobrego dla swojej ojczyzny. Wszak bierne prawo wyborcze nabywa się w Polsce wraz z ukończeniem 21. roku życia. Czy zamiast narzekania czy rewolucji nie lepiej jest dokonać zmian na drodze ewolucji? Czyż nie lepiej zostać posłem z immunitetem i wysoką pensją niż emigrować na wyspy na zmywak? 


Co zatem trzeba zrobić.
1. „Porwać” ludzi, np. studentów politologii
2. Napisać statut i program polityczny partii
3. Zebrać odpowiednią ilość podpisów
4. Zarejestrować partię
5. Rozpropagować jej idee
6. Zaistnieć na polskiej scenie politycznej.

Pierwszą z tych rzeczy zajmę się osobiście. 
Pozostałe zostawię innym. Powody tego są dwa. Po pierwsze nie zamierzam nigdy być osobą publiczną, gdyż zrujnowałby to moje dotychczasowe życie, z którego jestem całkiem zadowolony. Po drugie, nie mam na to czasu. Dużo szybciej niż ja napiszą odpowiednie dokumenty (na pewno statut) ludzie z młodszymi umysłami, którzy jeszcze dodatkowo interesują się polityką lub się nią zajmują profesjonalnie bądź na uczelni.

Tak więc potrzeba będzie na początek kilku osób, zakładam że 3-5, którzy mogliby przygotować całą tę „zabawę”. A potem już tylko spora doza pracy i odrobina przychylności losu mogłaby doprowadzić nas do sukcesu.

No to tyle na tę chwilę. Musze kończyć i gnać na głosowanie. Bo ja oddaję swój głos zawsze! Jeszcze się nie zdarzyło abym „zawiódł”.

A co do idei HOIRAK’a.
Ja już zacząłem działać. A Wy?
Zrobicie coś "z tym", czy pozostaniecie bierni?


PS.
1.
Przypuszczam że co do tego kichania w nazwie, to Chojrakowi zabrakło pomysłu jakie tam słowo wstawić aby cały wyraz (hoirak) się zamknął.
Jeśli macie inny pomysł, to oczywiście można to zmienić. Tak samo jak całą resztę.
Chociaż nie, nie wszystko. Nie przekażę domeny jakimś oszołomom, których ideą nie mógłbym się zarazić, np. skrajnym prawicowcom. Ale sprzedać tak. Cena... 100 000 zł, które przekażę na cele charytatywne.

2.
W dzisiejszych wyborach prezydenckich jest kilka osób antysystemowych, którzy być może zaistnieją na scenie politycznej Polski i będą mogli coś zmienić. Zobaczymy. Zobaczymy jaka będzie frekwencja. Jeśli znowu poniżej 60% to uważam, że HOIRAK jest jak najbardziej potrzebny.
A jak nie będzie potrzebny bo zaistnieje siła polityczna, która mogłaby dorównać siła dwu naszym hegemonom, to pomysł ten będzie tylko jednym z wpisów na moim blogu. 
Mam nadzieję że dość ciekawym i zgodnym z samą ideą optymalizacji.

3. 
Pomyślcie sami, czy to nie było by śmiesznie jakby media podawały wieści typu:
„Dziś HOIRAK zaproponował nowy gabinet” ;-)

sobota, 9 maja 2015

Bóg: rzeczywistość czy fikcja?

Oto dziś podnoszę rzucaną przez ateistów rękawicę.
Zajmę się jedną z najważniejszych spraw w życiu. Taką przynajmniej jest w moim przypadku. Zahacza ona o pytanie, jak poskładany jest świat. Jak on do diabła działa? Skąd się wziął?

Długo zastanawiałem się jak poprowadzić ten wpis. Ważny, a zarazem trudny. Z początku myślałem żeby rzucić tylko kilka haseł. Kilka myśli, które mogłyby samoistnie roztworzyć klapki "wątpiących". Potem przyszła jednak refleksja. Doszedłem do wniosku, że napiszę znacznie więcej. A wczoraj postanowiłem dodać jeszcze coś na początku, co może być przyczynkiem do powstanie nowej religii. Religii, którą można by nazwać "homo sapiens milion anno domini".
Zatem... zaczynajmy!

Jest bowiem koncepcja, według której wszystko, co się dzieje w naszym świecie można wyjaśnić bez odwoływania się do pojęcia Boga.
Ideę tę poznałem oglądając program z cyklu "Tajemnice wszechświata z Morganem Freemanem" (tytuł oryginalny "Through the Wormhole").

Otóż, w odcinku o Bogu pokazali faceta, notabene pracownika NASA, który wierzy, że jesteśmy tylko symulacją komputerową superkomputera z przyszłości. Pogląd taki oparł na bardzo prostym rozumowaniu.
Usłyszałem, już teraz można wykreować świat będącą dość dobrym odzwierciedleniem rzeczywistości - na przykład w grach komputerowych typu Sims. Ważne jest przy tym to, że moc obliczeniowa współczesnych superkomputerów dorównuje ponoć mocy obliczeniowej mózgu ludzkiego i podwaja się mniej więcej co 13-15 miesięcy. Co więc będzie za dekadę? A co za tysiąc lat? A jakiej mocy maszyny będą za milion lat? Potęga ich będzie po prostu niewyobrażalna! I nie trudno się zgodzić z takim założeniem.

Więc teraz już tylko wystarczy założyć możliwość stworzenia "elektronicznej" inteligencji (świadomości), o czym mówi się już od jakiegoś czasu, że będzie to możliwe, i dochodzimy do momentu, w którym... wszystko staje się proste. I wielki wybuch, i czarna energia, i życie. I wszystko inne, nawet opętanie przez diabła czy przeczucia, które do cholery się sprawdzają, a które przecież miewamy (nawet mężczyźni!).
Takie założenia wyjaśnia dokładnie wszystkie obserwowane zjawiska, bo wszystkie one są tylko komputerowa realizacją świadomie wyreżyserowanego świata, w którym wprowadzono odrobinę chaosu w postaci wolnej woli człowieka.
Czyż to nie cudownie proste i logiczne rozwiązanie?!?
Mnie osobiście ten pomysł bardzo się podoba.

Taaak... ta teoria jest całkiem dobra. Ma tylko jedną, acz poważną wadę. Mianowicie taką, że jeśli taki genialny algorytm generujące świadome programy czyli wirtualnych ludzi miały istnieć, to czemu miałoby to wszystko służyć?
Innymi słowy, co kierowałoby takim programistą-stwórcą, żeby stworzyć nasz wszechświat i dać nam wolną wolę. Czyżby ciekawość co z tego wyniknie? Hm... śmiem wątpić. Przecież nie każdy lubi obserwować mrówki w swoim kopcu, a jeśli nawet, to zawsze musi przyjść chwila kiedy taka "gra" może się człowiekowi znudzić.
No chyba, że nasz komputerowy "bóg" nie ma nic z człowieka!

Ta koncepcja ma jednak jeszcze jedną ważną konsekwencję.
Nie odpowiada na pytanie skąd wziął się nasz bóg-programista za powiedzmy milion lat? No skąd?
Wracamy więc do punktu wyjścia.

Czy istnieje Bóg i skąd się wziął?
Ale nim odpowiem na pytanie, dlaczego uważam że ON istnieje, zatrzymajmy się nad jego definicją.
Kogo można nazwać Bogiem?
Dla mnie musi on posiadać tylko jeden atrybut - nieograniczoną, niewyobrażalną moc. Czyli takie "narzędzie", które pozwala wywołać na przykład wielki wybuch, czy obserwowane od jakiegoś czasu oddalanie są galaktyk. Albo życie na naszej planecie.
W tym miejscu odpowiem na ciekawe pytanie "ateistów" - "czy Bóg może stworzyć kamień, którego nie mógłby podnieść?". Odpowiedź brzmi: tak, może!
A jak rozwiązać ten paradoks? A prosto. Należy odnieść się do czegoś co mógłbym nazwać następstwem czynności w zdefiniowanym na daną chwilę świecie.
A więc Bóg tworzy kamień tak ciężki, że nie może go podnieść działa w określonych warunkach, które są ustalone na daną chwilę. Nie wiadomo bowiem, co będzie w przyszłości, gdyż jak powszechnie wiadomo "wszystko jest możliwe".
A więc kamień powstaje. I po chwili nasz wszechmogący Bóg siłą swoje woli (albo w jakiś inny sposób, cholera Go jasna wie) przybiera na sile, czyli tworzy inny "rodzaj rzeczywistości" i już podniesienie kamienia staje się możliwe.
Takie rozumowanie uważam za całkiem słuszne, logiczne i możliwe do przyjęcia.
Nie przeczy ono w mojej opinii zdrowemu rozsądkowi.

Jak widać z powyższego moja definicja nie zakłada konieczności aby Bóg był dobry. Hm... pomyślicie, skoro tak, to można by go też nazwać diabłem, tak?
Niech odpowiedzią na to pytanie będzie motto mojej ulubionej książki:
"... Więc kimże w końcu jesteś?
- Jam częścią tej siły, 
która wiecznie zła pragnąc,
wiecznie czyni dobro."

Podstawowym, a właściwie jedynym argumentem swojego niedowiarstwa jest dla ateistów pytanie "skąd wziął się Bóg? Bo jeśli ktoś go stworzył, to znaczy że jest wyższy Bóg, który przeczy podstawowemu założeniu Boga jako istoty najwyższej".

Ja nie wiem skąd się wziął Bóg?
Ale podzielam pogląd, że wszystko jest możliwe.
Zatem mogę przyjąć za możliwe iż Bóg istniał zawsze. Jak na przykład materia czy energia - bo skąd się ona wzięła?
Drugą możliwością jaką widzę, jest to, że Bóg stworzył się sam! Być może jest on naturalną konsekwencją "porządkowania się materii" w naszym wszechświecie. No bo czemuż by nie?
Skoro ateiści zakładają, że mózg ludzki czy takie dajmy na to DNA powstało samoistnie, to czyż nie byłoby logicznym założyć, że możliwym jest też, że na drodze ewolucji może powstać taka siła czy inteligencja, która może stworzył inny wszechświat jak Bóg właśnie? Dla mnie to całkiem przekonywująca idea.

Drugim i jedynym jaki widzę argumentem na nieistnienie Boga jest fakt iż mamy starość, choroby, wojny, nieszczęścia i inne tego typu "kiepskie" rzeczy.
Owszem mamy. Ale co z tego?
Czyż jeśli założymy na chwilę postulat istnienia Boga to nie powinniśmy założyć też, że jest on sprawiedliwy. A sprawiedliwość wyklucza interwencje boskie na szeroką skalę. Bo jeśli by do nich doszło, to musiałyby one dotyczyć wszystkich ludzi. Zatem Bóg musiałby ustanowić raj na Ziemi.
Wydaje mi się to pozbawione sensu.
Dużo prostszym i słuszniejszym rozwiązaniem jest danie człowiekowi możliwości działania (ciała i umysłu) oraz wolnej woli i sprawdzenie, co on (człowiek) z tym zrobi.

Tak więc jestem zdecydowanym przeciwnikiem opiekuńczej roli Boga. Owszem, może się to zdarzyć od czasu do czasu - np. niewytłumaczalne uzdrowieni, ale to jednak wypadki naprawdę szczególne zdarzające się kilkakrotnie w skali globu.
Moim zdaniem przyjął on rolę obserwatora. Patrzy sobie po prostu z niebios (które moim zdaniem są innymi wymiarami), co ludzie robią ze swoim życiem.
To dla mnie jasne jak amen w pacierzu.

Czyli ci, którzy obarczają Boga za nieszczęścia na świecie... błądzą po prostu.
ON NIE JEST ZA TO ODPWIEIDZIALNY!

Jakie ja mam powody by wierzyć w Boga?
Jakie są ku temu przesłanki? Bo nie dowody, gdyż takich być nie może, z oczywistego i zaplanowanego przez Stwórcę powodu.

Oto one, w kolejności narastania ich ważności. Wszystkie są one dla mnie niewytłumaczalne i kardynalne.
1. MATERIA
2. ŻYCIE
3. INTELIGENCJA
4. UMYSŁ/ŚWIADOMOŚĆ
5. MIŁOŚĆ


Materia
Jak to jest możliwe, że ona w ogóle istnieje?
Bo bez względu na to czy założymy tzw. model Bohra atomu czy Schrodinger'a, to na mój "chłopski" rozum aby elektrony mogły "krążyć" wokół jądra muszę posiadać energię. Dlaczego elektrony jej nie tracą z biegiem czasu? Skąd to niewyczerpane źródło energii?
W tym podpunkcie wspomnę tez o tzw. czarnej energii i materii? Skąd one się biorą, jaka jest ich natura?
Pomimo ogromnego poziomy wiedzy i techniki współczesnej ludzkości, ludzie nie mają pojęcia jak na to odpowiedzieć. Wniosek - są na Ziemi (czytaj w kosmosie) rzeczy, "o których się filozofom nie śniło".

Życie
To dla mnie jeszcze większa zagadka niż wspomniana powyżej czarna energia.
Bo pomyślcie, jak złożonym układem jest np. układ nerwowy człowieka czy system echolokacji nietoperza?
I że każda komórka to tak naprawdę potężna fabryka biochemiczna, której ludzie nie zbudują jeszcze bardzo bardzo długo (o ile w ogóle!!!).
Moim zdaniem i z tego co wiem nie jestem w tym odosobniony, powstanie życie przeczy drugiej zasadzie termodynamiki która mówi że "entropia układu rośnie". Nie wdając się w naukowe wyjaśnienie - zainteresowanych odsyłam do netu, zobrazuję to przykładem spotkanym w jednym z programów na kanale Discovery.
Otóż załóżmy że DNA, które jest podstawową cegiełką życia, jest zamkiem z piasku na plaży. Ma on cztery wieże, zamek główny i mury dookoła. I teraz co jest bardziej prawdopodobnym:
1. Czy ten zamek usypany został samoczynnie przez wiatr?
2. Zrobił go mały chłopczyk bawiący się na plaży?
Dla mnie wybór jest oczywisty!

I jeszcze dwie ważne sprawy w temacie "życie".
Czy widzicie, że aby ono mogło zaistnieć w przypadkowy sposób (przyznam tu, że teoretycznie jest to możliwe! Może jak 1 do tryliona trylionów, ale jest) to musiałoby się "zacząć w bardzo wielu punkach jednocześnie", tak aby zaczęły funkcjonować łańcuchy pokarmowe.
Czy to nie byłoby dziwne? Taki dodatkowy globalny zbieg okoliczności?

No i na koniec teoria Darwina.
Czy naprawdę myślicie, że wystarczy założyć, iż kiedyś tam powstał w praoceanie pierwszy chemiczny związek organiczny i dołożyć do tego kilkaset milionów lat, by... wyszedł człowiek?
Dla mnie przyjęcie takiej tezy jest dość naiwne.
Bo... każda zmiana dokonuje się nie przez miliony lat ale w jednym pokoleniu. Następnym pokoleniu!
Dlaczegoż więc nie obserwujemy dalszej ewolucji gatunków?
Dlaczego człowiekowi nie próbują rosnąć skrzydła czy macki czy np. dwa członki w przypadku mężczyzn, dla których problem impotencji może być dokuczliwy?
Nauka nie zna takich przypadków! A zwierząt i roślin jest na Ziemi naprawdę dużo. Czy one wszystkie boją się ewoluować? Dlaczego?

Inteligencja, umysł (świadomość)
O ile powstanie życia nosi w moim odczuciu znamiona prawdopodobieństwa, czyli że mogło powstać przypadkiem, to ta dwójka jest w moim odczuciu zupełnie niewytłumaczalna.
Nikt mi nie wmówi, że jak zamknę w pokoju miliard miliardów atomów i poczekam miliard miliardów lat to potem będę mógł  zadać dowolne pytanie i tym pokoju i dostanę na nie odpowiedź.
To dla mnie niedorzeczne!

LOVE
Największa "magia" moim zdaniem.
Niespotykana wśród zwierząt. No bo czy słyszeliście by któreś z nich poświęciło własne życie aby ratować innego dorosłego przedstawiciela swojego gatunku. Tak, to się zdarza ale tylko w odniesieniu do dzieci. W świecie dorosłych nie słyszałem o takim przypadku.
Miłość i wolna wola to największe atrybuty dane nam od Boga. Bez nich życie byłoby bez sensu!

I jeszcze jeden argument "za".
Jedynie założenie istnienia Boga daje mi możliwość wytłumaczenia sobie obserwowalnej rzeczywistości.

Ta wiara... to przekonanie, daje mi też spokój i pogodę ducha!

środa, 6 maja 2015

Zbędny kupon promocyjny czyli dzielmy się niepotrzebnym

- Będziesz dziś w Wola Parku?
- Nie, nie wybieram się. A co?
- Bo mam dwa kupony promocyjne do C&A. Każdy na 25% rabatu na jeden wybrany produkt. Może byś coś sobie kupił?
- Ale ja nic nie potrzebuję. Wszystko już mam.'
- Ale to 25% mniej. Może jednak coś znajdziesz.
- A jak nie znajdę?
- To wtedy oddasz kupon komuś w sklepie. Może komuś innemu się przyda.

Obdarowany pomyślał wtedy. "Pojechać nie zawadzi. To prawie po drodze. Jadę zatem".
I tak właśnie się stało!
Jedna rzecz zotała kupiona, notabena taka, o której downo już wspomniana osoba rozmyślała (tylko przez tę głupią sklerozę o niej zapomniała), a drugi kupon trafił w ręce przypadkowej pani, która akurat się "nawinęła" w salonie C&A. Wydawała się być całkiem zadowoloną, choć na zagadnięcie nie zareagowała wcale entuzjastycznie (zwykle ludzie nie lubią być zaczepiani!).

Moi drodzy!
Jeśli coś podobnego Was spotka, czyli macie jakieś rzeczy, kupony promocyjne, czy inne korzyści, które nie są Wam potrzebna lub których nie wykorzystacie, to proszę, przekaż je innym.
Może im sie przyda.
To może wymagać pewnego wysiłku, na przykład pojechania do sklepu, skąd akurat są kupony promocyjne czy przejścia się po sąsiadach w bloku, ale zaręczam że warto. 
Nawet tylko dla własnej satysfakcji.

A powiem wam w sekrecie, ze gdyby większość ludzi tak robiła, to świat byłby o wiele lepszy.
A czyż nie byłoby lepiej żyć w lepszym święcie?


wtorek, 5 maja 2015

Huzia na Józia czyli jak dobrze wypaść w debacie prezydenckiej

Dziś krótki wpis nawiązujący do dopiero co się odbyłej debaty kandydatów na urząd prezydenta RP.

Co zrobić aby dobrze wypaść w debacie?
- przygotować się merytorycznie, do czego zaliczę także, oprócz znajomości garści danych i faktów (i to tych prawdziwych, błagam!), odpowiadanie na zadawane pytania, a nie "od czapy",
- dobrze wyglądać,
- być swobodnym... rozluźnionym (może łyknąć jednego głębszego dla kurażu?),
- być... Januszem Palikotem, który z całą pewnością przeszedł profesjonalne szkolenie z mowy ciała (no chyba że jest zdolnym samoukiem).

poniedziałek, 4 maja 2015

Prawie idealne ogłoszenie czyli o czym nie wolno zapomnieć

Znów przykład prosto z życia.

Jakiś czas temu na klatce schodowej pewnego warszawskiego bloku, pojawiło się takie oto ogłoszenie:


Popatrzmy co w nim znajdziemy.
Niby wszystko "pięknie". 
Jest i kto ogłasza (pieczątkę zarządcy nieco obciąłem aby zaoszczędzić na miejscu), i czego dotyczy ogłoszenie, no i co i kiedy powinni zrobić mieszkańcy bloku. 
Ale zatrzymajmy się nad tym ostatnim. Czy rzeczywiście ogłoszenie wyczerpuje oczekiwania, co do działania mieszkańców? Czy tylko po ich stronie jest udostępnienie lokali?

Otoż nie, moi Państwo!
Bo oprócz wpuszczeniu miłego pana elektryka do chałupy, trzeba mu jeszcze udostępnić gniazdka elektryczne.
A nie jest to wszystko jedno, zaręczam.

Nie wiem jak było w innych lokalach ale na pewno w jednym z nich trzeba było przesunąć stolik, tudzież stół  z krzesłami w jadalni, no i zrobić też lekkie "przemeblowanie" w sypialni.

A wystarczyło napisać:
"Udostępnienie lokali oraz gniazdek elektrycznych obowiązkowe".

Jasne, ktoś mógłby powiedzić, że to przecież oczywiste. To prawda, ale jednak nie wszyscy o tym pomyśleli. 
Stąd ta mała podpowiedź na dziś - myślmy, co dokładnie chcemy przekazać odbiorcy. 
Im więcej będzie on wiedział, tym lepiej.