Translate

środa, 14 maja 2014

Czajnik czyli słówko o energii elektrycznej i jej oszczędzaniu

Mój świętej pamięci ojciec miał więcej zalet niż wad, ale wad kilka też miał. Miał przynajmniej dwie.
Jedną z nich było "ciągłe gotowane wody".

Ponieważ był smakoszem czarnej kawy i pijał ją kilkakrotnie w ciągu dnia - i to jakie? prawdziwe szatany! - miał taką metodę, że co jakiś czas (myślę że co najmniej raz na 30-40 minut) gotował czajnik wody, żeby w nagłym przypadku (hm... a może był uzależniony i nie mógł poczekać tych kilkudziesięciu sekund dłużej? kurcze... o tym nie pomyślałem!) zrobić sobie szybko ulubioną małą czarną.
Wielokrotnie mu zwracałem na to uwagę, a także na to, że gotował zawsze pełen czajnik, ale moje "nauki" niestety nic a nic nie pomogły. Widocznie był uparty tak jak ja! ;-)



Jak więc należy postępować z tak prostą czynnością jak gotowanie wody na kawę czy herbatę?
Zasady są dwie. I obie bardzo proste!
1. Gotujemy zawsze tyle wody, ile będzie nam potrzebna! Proszę, nawet pół litra więcej!
2. Robimy to na chwilę przed zaparzeniem!

Jak widać nie ma w tym żadnej filozofii.

A co do oszczędzania energii elektrycznej, to jest z nią pewien problem. Ona niestety nie daje się magazynować. Tak więc nie do końca jest tak, że ją oszczędzamy wyłączając np. odbiornik TV żeby nie palił się w nim dioda czuwania. Oszczędzać za to możemy to, z czego energia powstaje (węgiel, gaz, uran...) oraz urządzenia, których używamy do jej wytworzenia. Możemy to robić, jak by to powiedzieć, pośrednio. Na zasadzie przestrzegania pewnych dobrych zachowań.
I to jest właściwa droga. Bo jeśli ludzie zużywali by miej energii elektrycznej, czyli "pociągnęli dalej" ideę godziny dla Ziemi, to za parę lat, można by ograniczyć moce generatorów prądu i zapasy źródeł energii.
Taki jest właśnie sens działań proekologicznych w tym temacie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz