Translate

sobota, 9 maja 2015

Bóg: rzeczywistość czy fikcja?

Oto dziś podnoszę rzucaną przez ateistów rękawicę.
Zajmę się jedną z najważniejszych spraw w życiu. Taką przynajmniej jest w moim przypadku. Zahacza ona o pytanie, jak poskładany jest świat. Jak on do diabła działa? Skąd się wziął?

Długo zastanawiałem się jak poprowadzić ten wpis. Ważny, a zarazem trudny. Z początku myślałem żeby rzucić tylko kilka haseł. Kilka myśli, które mogłyby samoistnie roztworzyć klapki "wątpiących". Potem przyszła jednak refleksja. Doszedłem do wniosku, że napiszę znacznie więcej. A wczoraj postanowiłem dodać jeszcze coś na początku, co może być przyczynkiem do powstanie nowej religii. Religii, którą można by nazwać "homo sapiens milion anno domini".
Zatem... zaczynajmy!

Jest bowiem koncepcja, według której wszystko, co się dzieje w naszym świecie można wyjaśnić bez odwoływania się do pojęcia Boga.
Ideę tę poznałem oglądając program z cyklu "Tajemnice wszechświata z Morganem Freemanem" (tytuł oryginalny "Through the Wormhole").

Otóż, w odcinku o Bogu pokazali faceta, notabene pracownika NASA, który wierzy, że jesteśmy tylko symulacją komputerową superkomputera z przyszłości. Pogląd taki oparł na bardzo prostym rozumowaniu.
Usłyszałem, już teraz można wykreować świat będącą dość dobrym odzwierciedleniem rzeczywistości - na przykład w grach komputerowych typu Sims. Ważne jest przy tym to, że moc obliczeniowa współczesnych superkomputerów dorównuje ponoć mocy obliczeniowej mózgu ludzkiego i podwaja się mniej więcej co 13-15 miesięcy. Co więc będzie za dekadę? A co za tysiąc lat? A jakiej mocy maszyny będą za milion lat? Potęga ich będzie po prostu niewyobrażalna! I nie trudno się zgodzić z takim założeniem.

Więc teraz już tylko wystarczy założyć możliwość stworzenia "elektronicznej" inteligencji (świadomości), o czym mówi się już od jakiegoś czasu, że będzie to możliwe, i dochodzimy do momentu, w którym... wszystko staje się proste. I wielki wybuch, i czarna energia, i życie. I wszystko inne, nawet opętanie przez diabła czy przeczucia, które do cholery się sprawdzają, a które przecież miewamy (nawet mężczyźni!).
Takie założenia wyjaśnia dokładnie wszystkie obserwowane zjawiska, bo wszystkie one są tylko komputerowa realizacją świadomie wyreżyserowanego świata, w którym wprowadzono odrobinę chaosu w postaci wolnej woli człowieka.
Czyż to nie cudownie proste i logiczne rozwiązanie?!?
Mnie osobiście ten pomysł bardzo się podoba.

Taaak... ta teoria jest całkiem dobra. Ma tylko jedną, acz poważną wadę. Mianowicie taką, że jeśli taki genialny algorytm generujące świadome programy czyli wirtualnych ludzi miały istnieć, to czemu miałoby to wszystko służyć?
Innymi słowy, co kierowałoby takim programistą-stwórcą, żeby stworzyć nasz wszechświat i dać nam wolną wolę. Czyżby ciekawość co z tego wyniknie? Hm... śmiem wątpić. Przecież nie każdy lubi obserwować mrówki w swoim kopcu, a jeśli nawet, to zawsze musi przyjść chwila kiedy taka "gra" może się człowiekowi znudzić.
No chyba, że nasz komputerowy "bóg" nie ma nic z człowieka!

Ta koncepcja ma jednak jeszcze jedną ważną konsekwencję.
Nie odpowiada na pytanie skąd wziął się nasz bóg-programista za powiedzmy milion lat? No skąd?
Wracamy więc do punktu wyjścia.

Czy istnieje Bóg i skąd się wziął?
Ale nim odpowiem na pytanie, dlaczego uważam że ON istnieje, zatrzymajmy się nad jego definicją.
Kogo można nazwać Bogiem?
Dla mnie musi on posiadać tylko jeden atrybut - nieograniczoną, niewyobrażalną moc. Czyli takie "narzędzie", które pozwala wywołać na przykład wielki wybuch, czy obserwowane od jakiegoś czasu oddalanie są galaktyk. Albo życie na naszej planecie.
W tym miejscu odpowiem na ciekawe pytanie "ateistów" - "czy Bóg może stworzyć kamień, którego nie mógłby podnieść?". Odpowiedź brzmi: tak, może!
A jak rozwiązać ten paradoks? A prosto. Należy odnieść się do czegoś co mógłbym nazwać następstwem czynności w zdefiniowanym na daną chwilę świecie.
A więc Bóg tworzy kamień tak ciężki, że nie może go podnieść działa w określonych warunkach, które są ustalone na daną chwilę. Nie wiadomo bowiem, co będzie w przyszłości, gdyż jak powszechnie wiadomo "wszystko jest możliwe".
A więc kamień powstaje. I po chwili nasz wszechmogący Bóg siłą swoje woli (albo w jakiś inny sposób, cholera Go jasna wie) przybiera na sile, czyli tworzy inny "rodzaj rzeczywistości" i już podniesienie kamienia staje się możliwe.
Takie rozumowanie uważam za całkiem słuszne, logiczne i możliwe do przyjęcia.
Nie przeczy ono w mojej opinii zdrowemu rozsądkowi.

Jak widać z powyższego moja definicja nie zakłada konieczności aby Bóg był dobry. Hm... pomyślicie, skoro tak, to można by go też nazwać diabłem, tak?
Niech odpowiedzią na to pytanie będzie motto mojej ulubionej książki:
"... Więc kimże w końcu jesteś?
- Jam częścią tej siły, 
która wiecznie zła pragnąc,
wiecznie czyni dobro."

Podstawowym, a właściwie jedynym argumentem swojego niedowiarstwa jest dla ateistów pytanie "skąd wziął się Bóg? Bo jeśli ktoś go stworzył, to znaczy że jest wyższy Bóg, który przeczy podstawowemu założeniu Boga jako istoty najwyższej".

Ja nie wiem skąd się wziął Bóg?
Ale podzielam pogląd, że wszystko jest możliwe.
Zatem mogę przyjąć za możliwe iż Bóg istniał zawsze. Jak na przykład materia czy energia - bo skąd się ona wzięła?
Drugą możliwością jaką widzę, jest to, że Bóg stworzył się sam! Być może jest on naturalną konsekwencją "porządkowania się materii" w naszym wszechświecie. No bo czemuż by nie?
Skoro ateiści zakładają, że mózg ludzki czy takie dajmy na to DNA powstało samoistnie, to czyż nie byłoby logicznym założyć, że możliwym jest też, że na drodze ewolucji może powstać taka siła czy inteligencja, która może stworzył inny wszechświat jak Bóg właśnie? Dla mnie to całkiem przekonywująca idea.

Drugim i jedynym jaki widzę argumentem na nieistnienie Boga jest fakt iż mamy starość, choroby, wojny, nieszczęścia i inne tego typu "kiepskie" rzeczy.
Owszem mamy. Ale co z tego?
Czyż jeśli założymy na chwilę postulat istnienia Boga to nie powinniśmy założyć też, że jest on sprawiedliwy. A sprawiedliwość wyklucza interwencje boskie na szeroką skalę. Bo jeśli by do nich doszło, to musiałyby one dotyczyć wszystkich ludzi. Zatem Bóg musiałby ustanowić raj na Ziemi.
Wydaje mi się to pozbawione sensu.
Dużo prostszym i słuszniejszym rozwiązaniem jest danie człowiekowi możliwości działania (ciała i umysłu) oraz wolnej woli i sprawdzenie, co on (człowiek) z tym zrobi.

Tak więc jestem zdecydowanym przeciwnikiem opiekuńczej roli Boga. Owszem, może się to zdarzyć od czasu do czasu - np. niewytłumaczalne uzdrowieni, ale to jednak wypadki naprawdę szczególne zdarzające się kilkakrotnie w skali globu.
Moim zdaniem przyjął on rolę obserwatora. Patrzy sobie po prostu z niebios (które moim zdaniem są innymi wymiarami), co ludzie robią ze swoim życiem.
To dla mnie jasne jak amen w pacierzu.

Czyli ci, którzy obarczają Boga za nieszczęścia na świecie... błądzą po prostu.
ON NIE JEST ZA TO ODPWIEIDZIALNY!

Jakie ja mam powody by wierzyć w Boga?
Jakie są ku temu przesłanki? Bo nie dowody, gdyż takich być nie może, z oczywistego i zaplanowanego przez Stwórcę powodu.

Oto one, w kolejności narastania ich ważności. Wszystkie są one dla mnie niewytłumaczalne i kardynalne.
1. MATERIA
2. ŻYCIE
3. INTELIGENCJA
4. UMYSŁ/ŚWIADOMOŚĆ
5. MIŁOŚĆ


Materia
Jak to jest możliwe, że ona w ogóle istnieje?
Bo bez względu na to czy założymy tzw. model Bohra atomu czy Schrodinger'a, to na mój "chłopski" rozum aby elektrony mogły "krążyć" wokół jądra muszę posiadać energię. Dlaczego elektrony jej nie tracą z biegiem czasu? Skąd to niewyczerpane źródło energii?
W tym podpunkcie wspomnę tez o tzw. czarnej energii i materii? Skąd one się biorą, jaka jest ich natura?
Pomimo ogromnego poziomy wiedzy i techniki współczesnej ludzkości, ludzie nie mają pojęcia jak na to odpowiedzieć. Wniosek - są na Ziemi (czytaj w kosmosie) rzeczy, "o których się filozofom nie śniło".

Życie
To dla mnie jeszcze większa zagadka niż wspomniana powyżej czarna energia.
Bo pomyślcie, jak złożonym układem jest np. układ nerwowy człowieka czy system echolokacji nietoperza?
I że każda komórka to tak naprawdę potężna fabryka biochemiczna, której ludzie nie zbudują jeszcze bardzo bardzo długo (o ile w ogóle!!!).
Moim zdaniem i z tego co wiem nie jestem w tym odosobniony, powstanie życie przeczy drugiej zasadzie termodynamiki która mówi że "entropia układu rośnie". Nie wdając się w naukowe wyjaśnienie - zainteresowanych odsyłam do netu, zobrazuję to przykładem spotkanym w jednym z programów na kanale Discovery.
Otóż załóżmy że DNA, które jest podstawową cegiełką życia, jest zamkiem z piasku na plaży. Ma on cztery wieże, zamek główny i mury dookoła. I teraz co jest bardziej prawdopodobnym:
1. Czy ten zamek usypany został samoczynnie przez wiatr?
2. Zrobił go mały chłopczyk bawiący się na plaży?
Dla mnie wybór jest oczywisty!

I jeszcze dwie ważne sprawy w temacie "życie".
Czy widzicie, że aby ono mogło zaistnieć w przypadkowy sposób (przyznam tu, że teoretycznie jest to możliwe! Może jak 1 do tryliona trylionów, ale jest) to musiałoby się "zacząć w bardzo wielu punkach jednocześnie", tak aby zaczęły funkcjonować łańcuchy pokarmowe.
Czy to nie byłoby dziwne? Taki dodatkowy globalny zbieg okoliczności?

No i na koniec teoria Darwina.
Czy naprawdę myślicie, że wystarczy założyć, iż kiedyś tam powstał w praoceanie pierwszy chemiczny związek organiczny i dołożyć do tego kilkaset milionów lat, by... wyszedł człowiek?
Dla mnie przyjęcie takiej tezy jest dość naiwne.
Bo... każda zmiana dokonuje się nie przez miliony lat ale w jednym pokoleniu. Następnym pokoleniu!
Dlaczegoż więc nie obserwujemy dalszej ewolucji gatunków?
Dlaczego człowiekowi nie próbują rosnąć skrzydła czy macki czy np. dwa członki w przypadku mężczyzn, dla których problem impotencji może być dokuczliwy?
Nauka nie zna takich przypadków! A zwierząt i roślin jest na Ziemi naprawdę dużo. Czy one wszystkie boją się ewoluować? Dlaczego?

Inteligencja, umysł (świadomość)
O ile powstanie życia nosi w moim odczuciu znamiona prawdopodobieństwa, czyli że mogło powstać przypadkiem, to ta dwójka jest w moim odczuciu zupełnie niewytłumaczalna.
Nikt mi nie wmówi, że jak zamknę w pokoju miliard miliardów atomów i poczekam miliard miliardów lat to potem będę mógł  zadać dowolne pytanie i tym pokoju i dostanę na nie odpowiedź.
To dla mnie niedorzeczne!

LOVE
Największa "magia" moim zdaniem.
Niespotykana wśród zwierząt. No bo czy słyszeliście by któreś z nich poświęciło własne życie aby ratować innego dorosłego przedstawiciela swojego gatunku. Tak, to się zdarza ale tylko w odniesieniu do dzieci. W świecie dorosłych nie słyszałem o takim przypadku.
Miłość i wolna wola to największe atrybuty dane nam od Boga. Bez nich życie byłoby bez sensu!

I jeszcze jeden argument "za".
Jedynie założenie istnienia Boga daje mi możliwość wytłumaczenia sobie obserwowalnej rzeczywistości.

Ta wiara... to przekonanie, daje mi też spokój i pogodę ducha!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz