Dziś Wielka Sobota. W tym ważnym dla każdego chrześcijanina dniu, przedstawiam słowa, które uważam za ważne. Musiał je napisać bardzo mądry człowiek.
Pytanie tylko, co to ma wspólnego z optymalizacją. Ano ma! I to całkiem dużo.
Dla leniuchów, który nie lubią czytać lub mają problem ze zrozumieniem słowa czytanego... ->wersja audio
"Drodzy słuchacze słowa bożego.
Usłyszeliśmy w odczytanym fragmencie Ewangelii, że apostołowie byli zaniepokojeni rozwojem sytuacji. Nastał już wieczór, zgromadzony tłum był zmęczony i zgłodniały, z dala od swych domów, a Jezus nadal nauczał. Na sugestię, aby odprawić ludzi usłyszeli: "Nie potrzebują odchodzić, wy dajcie im jeść". Słowa Jezusa musiały zaskoczyć uczniów i wprawić w zakłopotanie. W jaki sposób mieli na pustyni zdobyć pożywienie dla pięciu tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci?
Pan Jezus wiedział, że jego uczniowie nie byli w stanie sami wykarmić kilku tysięcy ludzi tylko pięcioma chlebami i dwiema rybami. Wiedział, że znajdowali się na pustyni, z dala od osad czy wsi, gdzie można by zakupić żywność. Zwracając się do uczniów: "Wy dajcie im jeść" chciał zapobiec wyborowi najwygodniejszego dla nich rozwiązania. Najprościej było rozesłać zgromadzonych i powiedzieć im żeby każdy zatroszczył się o siebie. Jeżeli uczniowie faktycznie martwili się o tych ludzi, to powinni zrobić dla nich coś więcej.
Niektórzy ze słuchaczy Jezusa pokonali duże odległości, zrezygnowali z odpoczynku po ciężkim dniu pracy, być może z zajęć, od których zależało ich codzienne, ubogie życie. Poświęcili swój czas, zajęcia i słuchali go przez kilka godzin. Jeżeli można było coś dla nich zrobić, to koniecznie należało to uczynić. W słowach: "Wy dajcie im jeść" zawierała się informacja, żeby uczniowie zdobyli się na coś więcej. Jezus sprowadza swych uczniów z drogi minimalizmu szukania najprostszych rozwiązań i mówi im: "Zastanówcie się, co więcej można zrobić dla tych ludzi". Rozwiązanie leżało faktycznie w zasięgu ręki. Jezus dokonał cudu rozmnożenia pięciu chlebów i dwóch ryb. Wszyscy się nasycili i mogli spokojnie wrócić do swych domów. Ci, którzy przyszli słuchać Jezusa przekonali się jednocześnie, że szczerze mu na nich zależało - zatroszczył się także o ich potrzeby doczesne. Utwierdziło to ich wiarę w to czego nauczał. Powie ktoś: "No tak, Jezus nakarmił ludzi ponieważ dokonał cudu. Gdybym ja miał podobne zdolności także wykarmiłbym tłumy. Nie tylko rozwiązałbym problem głodu we własnym środowisku, lecz także w całym kraju. Ponadto w Afryce i w ogóle na świecie. Sprawiłbym również, że każdy miał darmowy dostęp do leków i dokonał jeszcze wielu wspaniałych rzeczy". Spełniłyby się wówczas słowa proroka Izajasza, odczytane w pierwszym czytaniu: "Nabywajcie bez pieniędzy i bez płacenia".
Czy cud to jedyny sposób rozwiązania problemu głodu w Polsce i na świcie? Czy poza nim nie ma innych możliwości? Nie chodzi mi tu o organizacje międzynarodowe czy o rządy, na których spoczywa obowiązek troski o własnych obywateli. Zastanówmy się raczej, co każdy z nas może zrobić, aby złagodzić czy rozwiązać problem głodu. I w ogóle biedy we własnym środowisku, a także na świecie. Słowa Jezusa: "Wy dajcie im jeść" są stale aktualne. I zmuszają do wysiłku, poświęcenia się dla tej sprawy. Nie należy szukać łatwych rozwiązań na wzór apostołów i przerzucać odpowiedzialność wyłącznie na rządy i organizacje humanitarne. Słowa Jezusa są dziś kierowane do nas i każą każdemu zastanowić się, co konkretnego może w tej sprawie zrobić.
Gdy błogosławiona Matka Teresa z Kalkuty rozpoczynała swoją działalność zaczynała od pomocy pojedynczym osobom. Zaradzała codziennym potrzebą tych, którzy w jej środowisku potrzebowali takiego wsparcia. Dopiero z czasem jej działalność rozrosłą się w wielkie dzieło. Nieliczni są w stanie podjąć działanie na miarę Matki Teresy. Ale wystarczy, że każdy pomoże jednej osobie, a wspólnie dokonamy cudu. W jaki sposób? Otóż w bardzo prosty. W świecie są nas setki milionów uczniów Jezusa żyjących w dostatku. Mogących podzielić się z przynajmniej jedną osobą w potrzebie. Jeżeli każdy pomoże jednej osobie, to jako wspólnota uczniów Jezusa nakarmimy rzesze ludzi. Dokonamy cudu. Jako uczniowie Jezusa, a są nas w świecie setki milionów żyjących dostanie, dokonamy rzeczy większej od jego cudu. Jezus nakarmił tysiące ludzi, my jako wspólnota kościoła możemy wykarmić miliony ludzi. Jako wspólnota kościoła, a tym bardziej wspólnota ludzka, mamy ogromne możliwości. Stanowimy ogromny potencjał. Pomimo, że od każdego oczekuje się tylko - aby pomógł jednej osobie.
Bracia i siostry, nie czekajmy na cud z nieba. W naszej mocy jest dokonać cudu, który jeśli nie rozwiąże to w ogromnym stopniu zminimalizuje problem głodu i biedy. Cud i to większy od cudu Jezusa leży w zasięgu naszej ręki. Problem głodu na świecie nie wymaga cudu z nieba. Wymaga tylko wrażliwości ludzkiego serca. Cuda z nieba mają miejsce wówczas, kiedy ludzie sami nie są w stanie rozwiązać swoich problemów. W przypadku biedy, głodu, wystarczy przemiana egoistycznego serca - szczera troska o drugiego człowieka. Brakuje niestety tej wrażliwości. Stąd głód na świecie obciąża sumienia nas wszystkich. Kiedy posilamy się do syta, są ludzie, który płaczą z powodu głodu. I to niekoniecznie w Afryce, być może tuż za ścianą. Niektórzy pośród nas mają rzeczywiście mało. Ale wielu wymawia się rzekomo trudną sytuacją, gdyż nie chce pomóc. Żeby podzielić się z potrzebującym nie trzeba wcale mieć wiele. W tym duchu stary Tobiasz radzi swemu synowi: "Według swej zasobności zawsze dawaj jałmużnę. Będziesz miał mało, daj mniej. Ale daj zawsze. Nawet wtedy, kiedy masz niewiele". Jakież mądre pouczenie - zawsze pomagaj drugim, ponieważ zawsze są tacy, którzy mają mniej od ciebie. I choć jest prawdą, że często sami mamy niewiele, to są ludzie, którzy mają jeszcze mniej. Stale są biedniejsi od nas. Dlatego pomoc innym nie tylko jest zawsze możliwa, lecz także konieczna. Rada starego Tobiasza zachęca do podzielenia się nawet w swym niedostatku. Troska o drugiego człowieka, o to czy nie cierpi niedostatku stanowi wypełnienia przykazania miłości bliźniego. Jest to najważniejsze przykazanie po miłości Boga. A przykazanie to mówi, że mam miłować swego bliźniego. To znaczy się, w relacjach z nim, mam się kierować miłością. Przykazanie nie mówi: "Będziesz traktował go życzliwie". To za mało! Przykazanie mówi wyraźnie: "Będziesz go miłował". A to znaczy, że szczerze się zatroszczysz o człowieka w potrzebie.
Dzielić się tym, co zbywa nie jest aktem miłości. Ale i taka pomoc jest cenna. Zwłaszcza w przypadku ludzi zamożnych drobna pomoc finansowa jest najwygodniejszą formą wsparcia. Nie stanowi wielkiej ofiary i nie wymaga zaangażowania się w życie drugiego człowieka. Nie można jednak traktować bliźniego jak koniecznego zła czy jak zwierzęcia, któremu rzuca się resztki ze stołu. Każdy człowiek zasługuje nie tylko na podtrzymanie funkcji życiowych lecz także na miłość. Przykazanie mówi bowiem: "Będziesz go miłował". Akt pomocy, wielki czy skromny, ma być aktem serca, nie bezduszną czy upokarzającą jałmużną. Pan Jezus głosząc ewangelię o bożym zbawieniu zaradzał doczesnym potrzebom swych słuchaczy. Bolało go to, że żyli w grzechu, ale bolało go również to, że byli głodni. Dzieło ewangelizacji przybiera pełną postać kiedy troszcząc się o zbawienie człowieka troszczymy się jednocześnie o jego potrzeby doczesne. Szczerość troski o zbawieni drugich wyrażająca się w głoszeniu Jezusa Chrystusa znajduje potwierdzenie w trosce o ich potrzeby doczesne. Cóż z tego, że ktoś głosi innym ewangelię, jeśli w ogóle nie interesuje go ich los. W ten sposób można bardzo szybko stracić słuchaczy. Ci, którzy przyszli słuchać Jezusa mieli pewność, że szczerze zależało mu na nich. Wydaje się, że aktualnie największą doczesną potrzebą przeważającej części ludzkości jest utrzymanie się przy życiu. Epidemia głodu, biedy będąca wynikiem infekcji bezduszności, sprawia że nasi bracia i siostry w Polsce i na świecie żyją w nędzy. A nawet umierają. Podczas gdy my moglibyśmy im pomóc. Każdy na miarę swych możliwości. Nikt nie może się wymówić od obowiązku pomocy głodującym czy bezdomnym. Zwłaszcza w jego własnym środowisku. To dowód na to, że realizuje przykazanie miłości bliźniego. Ważne są tu rozstrzygnięcia systemowe, ale nie czekajmy aż zostaną wzniesione jadłodajnie, noclegownie czy zorganizowane akcje pomocowe. Gdyż tego czasu wielu z tych, którym możemy pomoc dziś nie doczeka. Miłość Chrystusa przynagla nas i zmusza do zaradzania potrzebom drugich teraz, w tej chwili, nie jutro. Juto może być za późno. Ważne są rozstrzygnięcia systemowe, ale ważna jest także osobista wrażliwość. Ta wrażliwość każe pomóc od razu. Autor Księgi Syracha radzi: "Oczu potrzebującego nie męcz zwlekaniem". Nie męcz zwlekaniem oczu potrzebującego! Jeżeli widzisz, że jest głodny, nakarm go. Jeżeli brak mu odzienia, ubierz go. Pomóż mu na miarę swoich możliwości. Nie czekaj aż przyjdzie do ciebie. Jeżeli wiesz gdzie żyje i mieszka wyjdź mu na przeciw. Tak często się słyszy wymówkę: "To spawa rządu... organizacji humanitarnych". Zrzucanie troski o drugich wyłącznie na rządy i różne organizacje jest zagłuszaniem w sobie miłości bliźniego, który wymaga pomocy w tej chwili i do której pomocy jesteśmy zobowiązani na mocy przykazania. Przykazanie miłości bliźniego nie jest skierowane tylko do ludzi w rządzie czy organizacjach humanitarnych, lecz do każdego z nas. Różnica polega jedynie na skali pomocy, do jakiej jesteśmy zdolni. Należy się zatem rozejrzeć we własnym środowisku. Niech każdy na miarę swych możliwości pomoże przeżyć czy nawet wyjść z trudnej sytuacji tylko jednej osobie. Jako społeczność tych, co żyją w dostatku zminimalizujemy problem. Miliony takich serc mogą pomoc w rozwiązaniu lokalnych problemów nie w mniejszym stopniu niż rządy i różne organizacje. My stykamy się bezpośrednio z potrzebującymi. Wiemy gdzie żyją, czego im potrzeba. I możemy zaradzić ich najpilniejszym potrzebom od razu. Nie dopiero za jakiś czas. Miejmy oczy szeroko otwarte i wielkie serce. Pan Jezus zwraca się dziś do nas ze słowami: "Wy dajcie im jeść". I dodaje: "Zdobądźcie się na wyrzeczenie. Zdobądźcie się na miłość!" Podzielić się z drugim jest ofiarą, rezygnacją z części z siebie. Ale jest sprawdzianem mojej chrześcijańskiej i ludzkiej dojrzałości. Bracia i siostry, zamiast utyskiwać na obecną sytuację w kraju i na całym świecie, pokażmy przez nasze dobre czyny, że jesteśmy inni. Kto nie pomaga nikomu, nie ma prawa krytykować obecnego stanu. Ponieważ nie czyniąc nic, sam podlega krytyce. Nie wypełnia bowiem najważniejszego względem ludzi przykazania: "Będziesz miłował swego bliźniego. I szczerze zatroszczysz się o jego los". A miłość zobowiązuje do tego żebym wyszedł z inicjatywą. Żebym sam odszukał człowieka w potrzebie i sprawdził, czego mu brakuje.
Pan Jezus nakarmił tysiące zgłodniałych ludzi dokonując cudu rozmnożenia. My nie mamy nadprzyrodzonych zdolności, ale jako wspólnota ludzka, zwłaszcza uczniów Chrystusa, możemy uczynić więcej. Wystarczy, że każdy pomoże z serca jednej osobie, a nakarmimy nie tysiące, a miliony. Dokonamy rzeczy większej od cudu Jezusa. Nieodzowne jest tu osobiste zaangażowanie w sprawy ludzi w potrzebie, płynące z serca ożywionego braterską miłością. Oto gorący apel naszego pana: "Dajcie jeść głodującym, dajcie jeść waszym braciom i siostrą". Nie czekajmy na cud z nieba. Zdobądźmy się na miłość. Niech każdy pomoże choćby jednaj osobie w potrzebie. I dowiedzie, że traktuje ją jako swojego brata czy siostrę.
Amen."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz